– Doszły nas słuchy, że sąsiedzi chcą wykupić to, co dzierżawili, więc my w 2000 roku zwróciliśmy się do ANR o odzyskanie reszty ziemi – tłumaczą.
– Usłyszeliśmy, że dzierżawa jest na 10 lat i sprzedaż jest niemożliwa. W 2004 roku sąsiedzi wystąpili o
odsprzedanie im dzierżawionej ziemi. ANR, bez powiadomienia nas, ogłosiła przetarg i tak 17 grudnia 2004 roku sprzedała dzierżawcy ziemię. Nie pomogły listy, prośby, błagania. Za każdym razem okłamywano nas, zwodzono i wreszcie perfidnie oszukano. Mamy na to całe teczki dokumentów, z datami i podpisami także ówczesnych dyrektorów ANR, głównie Tadeusza Olecha i Romana Kobylińskiego.
Adamelakowie pisali odwołania do ANR w Warszawie. W tym czasie ustanowili postępowanie spadkowe.
– Ustanowiono je w 2005 roku, ale znów zadziałano przeciwko nam wcześniej, bo w grudniu 2004 roku przedmiotowa działka, bez naszej wiedzy została sprzedana sąsiadom, byłym dzierżawcom – dodają pokrzywdzeni. – Kontaktowaliśmy się z ówczesnym dyrektorem ANR, prosiliśmy o zbadanie sprawy. Bez efektu. O sprawiedliwość rozpoczęli walkę w ANR w Warszawie.
– Wtedy pojawiło się światełko w tunelu – mówi pani Anna. – Dano nam nadzieję, że odzyskamy ojcowiznę. Potwierdzono naszą rację. I nagle wszystko się zawaliło. Znaleźli przepis, że jako spadkobiercy nie mamy prawa do ziemi, bo pierwszeństwo ma dzierżawca.
W 2008 roku ANR z Warszawy poinformowało Adamelaków, że w 2006 roku odebrano działkę dzierżawcy i przekazano na własność ANR, informując o przetargu.
– Wystąpiliśmy więc znów o kupno działki, ale już nie całości, tylko niewielkiej części, przez którą przebiega droga dojazdowa i skrawka, na którym rosną drzewa – dodaje pani Anna.
– Nie było żadnego przetargu – podkreślają Adamelakowie. – Sąd wreszcie wydał wyrok, dając prawo własności dzierżawcy i na tym stanęła nasza 11-letnia walka o ojcowiznę. Jednocześnie zaczęła się walka z sąsiadami o ocalenie naszych drzew i ustanowienie drogi dojazdowej do gospodarstwa.
Adamelakowie się nie poddają. Wynajęli prawnika i będą dalej sądzić się o swoje.
Gmina Osina nie jest stroną w sprawie, ale wójt zapewnia, że zapoznał się ze sprawą i pokrzywdzona rodzina może w sądzie zawalczyć o drogę.
– Istnieje prawna możliwość wystąpienia do sądu o ustanowienie służebność drogi koniecznej – przyznaje Krzysztof Szwedo, wójt Osiny.
Sąsiedzi Adamelaków temat kwitują krótko.
– Zawiniła ANR i niech do nas nie mają pretensji – mówi sąsiad pokrzywdzonej rodziny..
Agnieszka Tarczykowska
Więcej w dzisiejszym papierowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego"
informacja
-LINK-Zapraszamy do zakupu i czytania tego poczytnego dziennika