WiadomośćLudzie: Zabili ojca z zemsty
(Kategoria: Wieści z gminy Przybiernów)
Dodane przez admin
niedziela 04 marca 2012 - 14:30:10


GŁOS SZCZECIŃSKI - On już nie pierwszy raz dostał od synów. Za każdym razem, jak się pojawiali w domu, dawali mu popalić - mówią mieszkańcy. Policja makabryczną zbrodnię odkryła przypadkiem.

– Człowiek by się nie spodziewał, że dojdzie do takiego dramatu – mówią sąsiedzi z domu, w którym doszło do śmiertelnego pobicia. – Mieszkaliśmy z nimi od lat. Zawsze były problemy z tymi dzieciakami. Trudno się doliczyć, ilu ich było, ale na pewno ponad dziesiątka. Kiedy rodzice nie dawali sobie rady, część dzieci trafiła do rodzin zastępczych, część do domów dziecka. Tym najstarszym udało się jakoś wyrwać, założyć własne rodziny, odciąć od tego domu i złego środowiska. Teraz to nawet nie wiadomo, gdzie oni wszyscy są.

Ponoć niektóre dzieci trafiły do rodzin za granicą, o innych słyszy się, że prowadzą normalne życie. Najgorsza była ta trójka najmłodszych chłopaków. To oni są, prawdopodobnie, odpowiedzialni za śmierć Janka.

Słyszeli jęki...
Dramat wydarzył się w ubiegłym tygodniu, w czwartek, późnym wieczorem, na terenie leśniczówki w Świętoszewku pod Przybiernowem.



– Było około godziny 23 – relacjonują sąsiedzi. – Na górze słychać było odgłosy libacji alkoholowej. Potem tłuczenie, stukanie, bałagan i odgłosy bójki. W końcu jakieś jęki, bełkot i cisza. Człowiek, mieszkając z takimi ludźmi przyzwyczajony był do tego typu imprez. Mamy małe dzieci i już wiele złego od tych ludzi wycierpieliśmy, więc siedzimy cicho, ze zwykłego strachu. Człowiek mieszka w lesie, parę kilometrów od innych zabudowań i w dodatku z takimi szaleńcami.

Jedyną metodą na w miarę normal ne życie, jest nie wtrącać się w ich życie. Ale gdybyśmy wiedzieli, że coś takiego się tam dzieje, to wezwalibyśmy policję. Nie było jednak słychać wołania o pomoc, raczej takie pojękiwania. Potem wszystko ucichło i dopiero na drugi dzień policyjne samochody pod naszymi oknami uzmysłowiły nam, że coś się stało.

Zaplanowana zbrodnia?
Dopiero prowadzone dochodzenie pozwoli ustalić przebieg zdarzenia. Wstępnie wiadomo, że ciało Jana R. oprawcy owinęli w jakiś materiał i ukryli za tapczanem. Sami zniknęli. W piątek rano policja zapukała do drzwi rodziny R. Funkcjonariusze szukali jednego z braci, podejrzanego o kradzież. Kiedy weszli do domu dokonali makabrycznego odkrycia. Ciało 56-letniego Jana R. było zmasakrowane.

– Oni to zrobili z pełną premedytacją, zresztą już wcześniej zapowiadali w wiosce, że zgładzą ojca za te lata w domach dziecka i ośrodkach wychowawczych – zdradzają mieszkańcy Świętoszewka.

– Obwiniali go, że nie potrafił zapewnić im warunków do życia, że mieli biedę, a potem zostali skazani na tułaczkę. Czyli mieli plan. Potem, kiedy owinęli ciało materiałem i schowali, to też było zaplanowane i prawdopodobnie wywieźliby zwłoki i zakopali. To nie było pobicie ze skutkiem śmiertelnym, to było zaplanowane morderstwo, wcześniej ukartowane. Pan Jan trzy dni przed śmiercią wrócił z leczenia odwykowego. Terapii poddawał się przez dwa miesiące.

Mścili się już wcześniej
– Janek popijał, raz mniej, raz więcej i w końcu siostra załatwiła mu leczenie – opowiadają mieszkańcy Świętoszewka.

– Ona w wiosce ma sklep, zawsze wspierała brata i jego rodzinę. Dawała im torby jedzenia, bo u nich zawsze bieda była. Ale te chłopaki jedzenie posprzedawały, żeby na wódkę czy fajki mieć. Potem głodowali to się na ojcu mścili. To takie zamknięte koło było. Teraz okazuje się, że to jakiś przeklęty krąg.

Trudno mówić, kto jest winny tej tragedii. Pewnie dużo w tym winy rodziców, bo nie potrafili zbudować normalnego domu, wychować dzieci, ale to też chyba wypadkowa wielu innych czynników, że w końcu doszło do takiej tragedii. Matka dzieci ponad dziesięć lat temu opuściła dom.

– Kiedy zabrali im dzieci do domu dziecka, ona się rozpiła i poszła na meliny do Goleniowa – mówią znajomi rodziny. – Ponoć teraz można ją spotkać na dworcu w Goleniowie. Janek zawsze popijał, ale nie wadził nikomu. Jak wypił, to się nie awanturował, nie wchodził w drogę innym. Najczęściej ostatnio można go było spotkać pod sklepem. Siedział tam całe dnie, bo chyba nie chciał wracać do domu. On już nie pierwszy raz dostał od synów.

Za każdym razem, jak się pojawiali w domu, dawali mu popalić. Jakiś czas temu leżał w szpitalu z krwiakiem, tak go pobili. Już wtedy ktoś powinien się nimi zająć, to dziś może nie doszłoby do tej tragedii. 18, 19 i 21-latek usłyszeli zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Przebywają w areszcie. W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok mężczyzny, jej wyniki znane będą za kilka dni.

– Właśnie ci byli najgorsi już od małego – wspominają sąsiedzi. – Nawet, jak człowiek się nad nimi litował, dał im coś, to nie potrafili uszanować, na naszych oczach niszczyli wszystko, co dostali.

Mało tego, ukradli nam trzy rowery, zajęli naszą szopkę, zdemolowali ją kompletnie, a dach rozebrali na opał. Oni po wyjściu z tych ośrodków cały czas coś kradli w wiosce i kilku sąsiednich. Człowiek się nie odzywał, bo się bał. Wiele razy nam robili na złość. Brudzili, zaśmiecali podwórko, pranie na podwórku obrzucili nam jajkami, a okna czymś wysmarowali. Takie było z nimi życie.

Samotnik i wędkarz
Znajomi pana Jana, jego sąsiedzi i mieszkańcy wioski wspominają go pozytywnie.

– Każdy ma jakieś wady i on nie był ich pozbawiony, ale to był człowiek, który chyba nikomu w życiu nie zaszkodził – przyznaje Piotr Wojtecki. – Pracowałem z nim przez jakiś czas. Jawił mi się jako taki samotnik, zamknięty w sobie. Bardzo lubił łowić ryby i nad naszą rzeką można go było często spotkać. Obcowanie z naturą i spokój dawały mu wytchnienie od codzienności i tych kłopotów, które chyba go w pewnym momencie przerosły.

– Mnie go bardzo szkoda, bo to był człowiek w porządku – dopowiada Ludmiła Wojtecka. – Znałam go od lat, jest w wieku mojego brata, zresztą tu cała jego rodzina mieszka, aż sześcioro rodzeństwa. Ten człowiek nikomu nie wadził, nawet, jak wypił, był spokojny i raczej schodził ludziom z drogi. Często nie miał pieniędzy na życie, dorabiał dorywczą pracą. W sezonie jesiennym czasem przychodził do mnie z grzybami. Często od niego kupowałam.

Mieszkańcy Świętoszewka nie mogą uwierzyć, że tak okrutny mord wydarzył się w ich wiosce. Ludzie są przerażeni, bo, jak mówią, tu każdy każdego zna, a świadomość sąsiadowania z mordercami przeraża i paraliżuje.

– To przerażające, że własne dzieci odbierają życie ojcu – komentują mieszkańcy Świętoszewka. – Jak zwyrodniali muszą być ci młodzi ludzie, żeby odbierać życie komuś drugiemu i jakie to muszą być bestie, żeby zakatować człowieka, który dał im życie.

Jan R. został pochowany w środę. Jego synowie podejrzewani o zbrodnię przebywają w areszcie.


Agnieszka Tarczykowska



Więcej w jutrzejszym papierowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego"


informacja -LINK-


Zapraszamy do zakupu i czytania tego poczytnego dziennika






Źródło: Goleniów net - Portal Powiatu Goleniów
( http://goleniow.net.pl/news.php?extend.3822 )


Czas generowania: 0.0127 sek., 0.0015 z tego dla zapytań.