Translate This Page Translate this page ترجم هذه الصفحة Преведи тази страница Tradueix aquesta pàgina 翻译此页 Prevedi ovu stranicu Preložit tuto stránku Oversæt denne side Isalin ang pahinang ito Käännä tämä sivu Traduire cette page Diese Seite übersetzen Μετάφραση αυτής της σελίδας תרגם דף זה Translate this page Terjemahkan halaman ini Traduci questa pagina このページを翻訳 Translate this page Tulkot šo lapu Išversti ši puslapi Vertaal deze pagina Oversett denne siden Traduzir esta página Traduce aceasta pagina Перевести эту страницу Prevedi to stran Преведи ову страну Preložit túto stránku Traducir esta página Översätt den här sidan Перекласти цю сторінку Phiên d?ch các trang này
Menu główne
· Linki
· GRY
Menu

anonse.jpg





Rozkład jazdy PKP

odjazdy-m.jpg
przyjazdy-m.jpg

Kolporter RSS
O najnowszych newsach możesz dowiedzieć się za pośrednictwem kanałów rss.
rss1.0
rss2.0
rdf
Latest Comments
[News] Etyka
Autor: jaro60 dnia 26 maj : 08:02
Swieta racja.

[News] Uzdrowiciel
Autor: jaro60 dnia 21 maj : 13:23
I co na to Puste Obietnice,cos zapanowala dziwna c [ more ... ]

[News] Normalność
Autor: jaro60 dnia 21 kwi : 07:45
Dla mnie, to Tusk jak wroci do kraju to powiinien [ more ... ]

[News] Wykład dr Zbigniew Stanuch "Golgota Kobiet - relacje więźniarek Ravensbrück
Autor: Jan II dnia 14 kwi : 10:07
Bardzo przejmujący wykład. Ale mówienie o kobietac [ more ... ]

[News] Paplecznik - czyli wTylewizji po Goleniowsku cześć 10
Autor: MW dnia 02 kwi : 16:27
Przegadane to . Podane w mało ciekawej medialnie f [ more ... ]

[News] Sedno sprawy
Autor: jaro60 dnia 17 mar : 13:16
Oczywista prawda.Tylko opozycyjni POpaprancy mowia [ more ... ]

[News] Nobliści
Autor: jaro60 dnia 28 sty : 08:01
SWIETA RACJA.

[News] Ja nie mam czasu!
Autor: admin dnia 17 sty : 00:45
Jasne że to nie tajemnica. Chodzi o radnego Czerw [ more ... ]

[News] Ja nie mam czasu!
Autor: MW dnia 17 sty : 00:18
" eden z radnych" - jak wiecie który to dlaczego [ more ... ]

[News] Park 750 - lecia Goleniowa i konsultacje społeczne???
Autor: Jan II dnia 11 gru : 22:19
Uważam - w przeciwieństwie do Pani Muszyńskiej, że [ more ... ]


Legendy Goleniowa


Mapa Lubimusa 1625 rok
Legendy Goleniowa

    
O DZWONACH Z GOLENIOWSKIEJ FARY


Było to w czasie wojny trzydziestoletniej, kiedy Zachodnie Pomorze, okupowane przez wojska Wallensteina, stało się w końcu terenem niszczycielskich walk Cesarstwa ze Szwecją. Przemarsze wojsk Gustawa Adolfa i niemieckich najemnych oddziałów księcia Holsztynu, długotrwałe kwaterowanie regimentów cesarskich i pożoga wojenna, morowe powietrze i grabieże, jakich dopuszczali się zarówno niemieccy, jak i szwedzcy żołdacy, zrujnowały gospodarczo zachodniopomorskie księstwa. Najwięcej strat poniosła uboższa ludność miasteczek i wsi. Wojna nie szczędziła jej cierpień i głodu, a mienie często bywało łupem najeźdźców. W ogólnym zamęcie ucierpiały nawet kościoły. Szwedzi zabierali z nich nie tylko złote naczynia liturgiczne i wota, ale także dzwony. Przetapiali je podobno na armaty i broń. Toteż nic dziwnego, że mieszkańcy Goleniowa, dowiedzieli się o rabunkach w kościołach, srodze się zaniepokoili. Gotycka fara Św. Katarzyny bowiem, licząca podówczas około trzystu lat, miała trzy wspaniałe spiżowe dzwony o tak pięknym brzmieniu, że słynęły w całym księstwie. Co robić, aby uratować je przed Szwedami?
Kadzili nad tym ojcowie Goleniowa, radzili i uradzili. W tajemnicy przed wszystkimi postanowili wywieźć je w nocy i ukryć poza obrębem miejskich murów. Hen za nimi ciągnęły się wzgórza porosłe młodziutkimi sosenkami. Tam upatrzyli miejsce na schowek. Noc była ciemna, bezgwiezdna, kiedy trzy naładowane sianem wozy ruszyły spod plebani - każdy inną bramą, by spotkać się u sosnowych wzgórz. Zakopano dzwony głęboko w suchym piasku, owinąwszy uprzednio i obłożywszy sianem. Polezą miesiąc, dwa i wrócą do fary, gdy wojska odejdą. Kiedy Szwedzi zaczęli plądrować goleniowski kościół, weszli również na wieżę. Nie znalazłszy dzwonów, posłali po proboszcza, ale ten poszedł właśnie z ostatnią pociechą do umierającego. Posłali tedy po organistę, ale ponoć dwa dni temu pojechał na wieś do chorej matki. Rozgniewani poszli do burmistrza, lecz ten umarł tego właśnie ranka. Goleniów bowiem nawiedziło morowe powietrze i co raz to słyszało się o czyjejś śmierci. Nic nie wskórawszy, Szwedzi postanowili sami szukać dzwonów, rychło jednak poniechali zamiaru, kiedy się dowiedzieli o zarazie grasującej w miasteczku i okolicy, i jeszcze tego samego dnia uciekli z Goleniowa.
Tymczasem śmierć zbierała wokół obfite żniwo. Umierali dorośli i dzieci, starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, pomarli ojcowie miasta, proboszcz i organista, i wiele innych osób. Pogrzeby odbywały się co dnia. Spiżowe dźwięki dzwonów nie doprowadziły zmarłych do miejsca wiecznego spoczynku. Pusto i głucho było teraz w Goleniowie.
Kiedy wreszcie morowe ustąpiło z miasta, przy życiu ostała li tylko znikoma garstka mieszkańców, okryta żałobą po stracie najbliższych. Życie nieprędko wracało do normy. Czasy były jeszcze wciąż niespokojne, a ludzie przygnębieni kataklizmem wojny i zarazy.
Minęło wiele, wiele lat, zanim nadeszła sposobna pora, by pomyśleć o odkopaniu dzwonów. Ludzie wiedzieli, że są one ukryte w głębi piaszczystych wzgórz sosnowych, ale jak przyszło co do czego, okazało się, że nikt nie zna miejsca schowania. Wzgórza były rozległe, i choć goleniowianie skopali je na chybił trafił niemal całe, na nic się zdała ich praca. W końcu stracili nadzieję i zamówili u ludwisarza nowe dzwony. Nie były już tak wspaniałe jak tamte, toteż wszyscy, którzy jeszcze je pamiętali, opowiadali o nich dzieciom, dzieci wnukom, i historię ich znano w całej okolicy.
łxazu jednego wybrał się na sosnowe pewien młodzieniec. Podniecony przedziwnymi opowieściami o dzwonach, chciał je odszukać, by potem wywieźć cichcem daleko stąd i sprzedać jakiemuś ludwisarzowi. Była jesienna noc, ciemna i bezgwiezdna. Młodzieńcowi zrobiło się trochę nieswojo, kiedy znalazł się wśród wilgotnego gąszczu drzew. Ale że nie należał do płochliwych, szedł dalej, gdy nagle wydało mu się, że coś cichutko dzwoni: dyń... dyń... Przystanął. Wtedy usłyszał nieco mocniejsze - bim... bimmm..., a potem jeszcze głośniejsze bam... bammm... -Toć przecie zakopane dzwony! - zawołał radośnie. Nie wiedział, że była to właśnie któraś rocznica ich ukrycia. -Pójdę za ich głosem, to i odnajdę - postanowił. I zaczął wspinać się po najwyższym zboczu, skąd dobiegało go ciche teraz i drżące - bimmm... bimmm... Wzgórze, od nowa porosłe młodym zagajnikiem, było niedostępne. Ale młodzieniec przedzierał się dzielnie, rozgarniał gałęzi, które kłuły go w ręce, bryzgały w twarz zimnymi kroplami wody. Kiedy zdało mu się, że już całkiem blisko słyszy dzwonienie, drogę mu zaszedł karzełek i powiedział: - Choć, poprowadzę cię. Młodzieniec ruszył za nim. Wędrówka ich trwała ledwie parę minut, kiedy nagle rozległ się zwielokrotniony echem szyderczy śmiech - cha, cha, cha!- i chłopak spostrzegł, że karzełek zniknął, jak się był pokazał, a on sam jest w zupełnie obcym sobie miejscu. Dopiero teraz zląkł się na dobre i pognał co sił przed siebie, zaplątując się w gęstych chaszczach, potykając o wykroty. Zaczęło już świtać, a on ciągle jeszcze nie mógł znaleźć drogi. Przez wiele godzin błąkał się po pustym lesie, aż wreszcie koło południa trafił na znajomy goleniowski trakt od strony Bramy Wolińskiej. Wrócił przejęty do domu i opowiedział o zdarzeniu. Zataił jedynie zły zamiar przywłaszczenia sobie dzwonów. Wieść o przygodzie młodzieńca obiegła cały Goleniów. Rada w radę postanowili pójść gromadą i od nowa przeszukać wzgórze. Młodzieniec ich zaprowadził. Ale wyprawa okazała się daremna. Chłopak ani rusz nie mógł trafić na to miejsce, skąd owej pamiętnej nocy dobiegało go dzwonienie. I tak pozostały dzwony z goleniowskiej fary Św. Katarzyny po dziś dzień w głębi piaszczystego wzniesienia, które odtąd nazywano Górą Dzwonów, a tajemniczego karzełka strażnika dzwonów. Starzy ludzie powiadają, że raz do roku, w rocznicę zakopania, dzwony wynurzają się spod ziemi i cicho dzwonią.





O RZECE INIE


Jeden z ostatnich prawobrzeżnych dopływów Odry nazywa się Ina. Wyplywa z góry Głowacz znajdującej się tuż obok jeziora Ińsko (najwyższa góra w zachodnopomorskim 180m npm) tuż koło miasteczka Ińsko i płynie wprost na południe, następnie skręca raptownie na północny zachód, przyjmuje po drodze lewobrzeżny swój dopływ - Inę Małą, przepływa malowniczo przez Stargard Szczeciński, pod Goleniowem skręca raptownie na zachód i na północ od jeziora Dąbie wpada do macierzystej Odry. 
Ludzie w różny sposób starali się wytłumaczyć sobie dziwną nazwę rzeki, którą ochrzczone zostało dodatkowe jezioro i miasteczko. Jedni wywodzili jej imię od starosłowiańskiego wyrazu "iny", to znaczy młody. Określenie to pasuje do rzeki, ale tylko w górnym jej biegu, gdy płynie ona przez Wyżynę Ińska. Wtedy istotnie ma postać wąskiego, chyżego młodzieńczego strumienia. Lecz skręciwszy za miasteczkiem Rzecz ku północnemu zachodowi, płynie dalej przez łąki i mokradła ospale i leniwie i nurt jej nie ma nic wspólnego z młodzieńczą werwą.
A o licznych jej zakrętach, pętlicach i rozlewiskach w środkowym i dolnym biegu istnieje nawet podanie, iż są tworem diabła.
A było to tak. 
Pewnego dnia, przez wielu, wielu setkami lat, wezwał do siebie Belzebub jednego z pomniejszych diabłów i dał mu następujące zlecenie:
- Musisz znacznie pogłębić Inę, by utrudnić Pomorzanom przeprawy. Zaczną kląć i pomstować, z czego oczywiście będziemy mieli swój piekielny profit.
Diabeł podrapał się markotnie po rogatym łbie i ośmielił się zwrócić uwagę diabelskiemu księciu:
- Strasznie ciężka to praca i jako żywo nie dam sam rady.
Zadumał się srodze Belzebub, po czym rzekł:
- Dostaniesz więc do pomocy dwie czarownice. Za młodu nagrzeszyły na ziemi co niemiara, a teraz w piekle także czynią intrygi i niesnaski wśród poczciwej czarciej czerady, że już wytrzymać z nimi nie można.
- Poznałem to najlepiej na własnej skórze, mości Belzebubie. Już ja im odpłacę pięknym za nadobne!
Zmajstrował więc sobie w kuźni piekielnej ogromny pług z żelaza, zaprzęgną! do niego dwie przydzielone mu czarownice i dalejże pogłębiać dno Iny.
Lecz praca szła ciężko i powoli, jako że musieli wykonywać ją po ciemku, nocą, a przed pierwszym pianiem kurów zmykać, gdzie gorzki pieprz rośnie. Najwięcej jednak kłopotów sprawiły diabelskiemu oraczowi niesforne czarownice: gdy jedna ciągnęła w prawo to druga w lewo, gdy tamta zagłębiała się po pas w muł rzeczny, to ta znów wyskakiwała nad powierzchnię rzeki, jak gdyby chciała lecieć na

Łysą Górę. Nie pomogły napomnienia oracza ani trzaskanie z piekielnego bicza. Po miesiącu diabeł już nie mógł wytrzymać z czarownicami i pobiegł do piekła na skargę. Przyszedł Belzebub na inspekcję i złapał się za głowę.
- Podłe nieroby! Toć to Ina jest teraz bardziej kręta i płytsza, niż była dawniej!
Przepędził całą brygadę z miejsca pracy i wydał surowy wyrok na winowajców.
- Przez cały rok będziecie w piekielnym areszcie obkuwać traktat o dobrej robocie, a potem wrócicie tu i wykonacie zlecenie jak się patrzy.
Że jednak dobrymi chęciami jest piekło brukowane, więc też i zarządzenie Belzebuba, zapisane gdzieś skrupulatnie w aktach piekielnych, nie zostały wykonane.
A Ina płynie sobie dalej po dolinie szczecińskiej krokiem tanecznicy raz na lewo, raz na prawo. Pod kępami olch i wierzb tworzy niebezpieczne doły, to znów rozlewa się szeroko po przybrzeżnych ługach, że przejść ją można w bród po kolana.


ŚMIERĆ KSIĘCIA


Legenda ta poświęcona jest Barnimowi, który zginął w kościele Św. Katarzyny w Goleniowie.
Jak to się stało, niech będzie opowiedziane.
Bogusław wiedział, że to już koniec i nic nie uchroni go od klęski dlatego, że Barnimowi IV na pomoc przyszły wojska Warcisława. Bogusław starał się jak najszybciej dojść do Goleniowa, by schronić się za jego murami. Przypuszczał, że nie będą oni zdobywać miasta lecz odstąpią od jego murów, gdyż taka czynność nie przystoi rycerzom.
Bogusław zatrąbił w róg lecz również odgłos rogu usłyszeli Warcisławowi rycerze, pochylili konie i co tchu rzucili się między walczących, żeby utrudnić ucieczkę. Bój ustal, a droga stała się drogą gonitwy, jednak wezwani zawołaniem Bogusława jego dróżnicy zdołali się oderwać od wojów Warcisława. Jednak nie na długo, bowiem zwarła się z nimi w krótkim starciu. Bogusław jednak za namową Kaźka nie zatrzymał się i pojechali dalej. Potem dopiero Kaźko się zatrzymał a Bogusław zaczął się przedzierać przez krzaki by ujść pogoni. Szedł smutno rozmyślając : Gdy rano wyruszał na bój, mieszkańcy Goleniowa żegnali go z nadzieją, że pokona on wojska Barnima otoczonego niemieckimi doradcami i przywiedzie swój kraj ku jedności z Koroną polską. Obecnie po tamtych rycerzach nie zostało śladu, a on sam uchodzi pogoni. Była już noc gdy dotarł do miasta, wpuszczono go przez Bramę Wolińską. Bogusław udał się do Domu Żeglarza i kazał zwołać naradę. Zaledwie się wszyscy zebrali, gdy od strony Bramy Wolińskiej rozległy się głosy alarmu. Wszyscy pobiegli na mury, na czele biegł Bogusław, jednak pod murami nie stały wojska Bogusława lecz Barnima IV. Na razie obrońcy na murach milczeli. Wysłano poselstwo lecz Barnim nie chciał dukatów, tylko wydania swego brata. Wtedy to zrobiono podstęp. Bogusława wsadzono do trumny, że niby umarł, a dwaj posłowie udali się do Barnima IV by zakomunikować mu, że Bogusław nie żyje. Wówczas o tym fakcie Barnim zawiadomił swoich rycerzy. Wójt, który wchodził również w skład poselstwa powiedział, żeby Barnim wszedł do miasta, tylko żeby nie wprowadzał za mury rycerzy. Barnim udał się tam z Bolkiem i Urlychem - pojechali prosto do kościoła. Gdy Barnim zaczął modlić się przy trumnie brata, wówczas ciało w trumnie poruszyło się i zmarły wstał. Barnim od razu się domyślił, że przed nim stoi brat żywy a nie martwy, a dlatego tak strasznie wyglądał, gdyż był cały pobielony.
Chwycił wtedy za miecz, lecz Bogusław zręcznie go odparował a zeskakując z trumny uderzył w odsłoniętą pierś brata. Sztych był celny, trafiony Barnim zatrzepotał rękami i padł bez jęku. Wtedy do kościoła wtargnęli mieszczanie gdyż już ktoś zaniósł wieść o zakończeniu wojny domowej. Wszyscy z tego zwycięstwa bardzo się cieszyli, gdyż położyło ono kres walkom o Goleniów. 
Marzena Rzeszowska, Wiadomości Zachodnie Nr 40, 1965r.


LEGENDY O HERBIE GOLENIOWA


Pierwsza legenda głosi, że dawno, dawno temu pomorski książę Barnim I, polując w puszczy goleniowskiej, zapuścił się zbyt daleko i zgubił drogę. Po wielu godzinach błądzenia, już nocą, dotarł nad brzeg jeziora. Noc była piękna, gwieździsta. Gładki jak lustro w wodzie odbijały się księżyc i gwiazdy. Książę tak był oczarowany tym widokiem, że postanowił wybudować w tym miejscu gród.
Co prawda Goleniów powstał nie nad brzegiem jeziora i wiele lat wcześniej, ale faktem jest że prawa miejskie osadzie nad Iną nadał Barnim I, zaś dla upamiętnienia tego legendarnego, a może prawdziwego wydarzenia, herbem miasta są dwa półksiężyce i cztery gwiazdy (jakby odbite w wodzie ciała niebieskie).
  Stary herb miasta  herb miasta z przed 1945r.  aktualny herb miasta

Tajemnica herbu
Rozłożyste drzewo, wyrastające z pokładu statku kupieckiego, stanowi jeden z dwóch herbów miejskich Goleniowa. Niektórzy uważają, i chyba słusznie, że jest to usymbolizowanie źródeł bogactwa średniowiecznego miasta: lasów i żeglugi.
Podanie chce inaczej. Mówi ono, że ongiś żył w Goleniowie niezwykle zachłanny kupiec, który nie tylko oszukiwał kontrahentów i wyzyskiwał pracowników, ale również - nie tracąc żadnej możliwości wzbogacania się - zawarł umowę z diabłem i obiecał mu swą duszę w zamian za pomoc przy nieuczciwych transakcjach.
Gdy wreszcie po upływie ustalonego terminu diabeł zgłosił się po duszę bogacza, ten nie widząc ratunku wykrzyknął z wściekłością: "Bodajby się w drzewo zmienił, nim dałem się zwieść pokusie !"
I stało się. W miejscu, gdzie znajdował się przed chwilą wystraszony człowiek, wyrosło drzewo, zapuściwszy korzenie w pokład statku. Na próżno diabeł usiłował wyrwać je i unieść ze sobą. Trzeszczały wiązania pomostów, ale drzewo nie dawało oderwać się od statku. 
O świcie diabeł odleciał, a mieszkańcy Goleniowa odprowadzili nawę kupca Mikołaja na martwe koryto Iny. Zarosło ono wkrótce zupełnie, a gęsty bór otoczył okręt i jego przemienionego właściciela.


LIPA ANNA W KLINISKACH


Pod koniec XV w. władcą Pomorza Zachodniego był Bogusław X Wielki. Córkę króla polskiego - Annę poznał na dworze w Krakowie. Gdy Bogusław objął tron pomorski zaczął dążyć do umocnienia swej pozycji wobec niemieckich sąsiadów. Zwrócił się przeto do króla polskiego, by dał mu Annę za żonę.
Gdy pewnego dnia poselstwo polskie przybyło do Szczecina do Bogusława, to na zamku w Szczecinie zastało tylko Annę, gdyż Bogusław udał się na polowanie. Wówczas księżna wybrała się wraz z posłami do puszczy, by tam spotkać męża. Obozowisko rozłożyli w pobliżu potężnej już wówczas lipy. Na pamiątkę tego wydarzenia lipę tę nazwano "Anna".
Źródło: Sport i Turystyka, W-wa 1962


© 2004 GOLENIÓW.PL Wszelkie prawa zastrzeżone. Materiały umieszczone za zgodą Burmistrza Gminy i Miasta w Goleniowie


Witaj
Login:

Hasło:


Zapamiętaj mnie

[ ]

Dorabianie kluczy Goleniów

Ogłoszenia

Czas generowania: 0.0779 sek., 0.0068 z tego dla zapytań.