- Powodów jest kilka. Głównym jest chyba opomiarowanie, czyli przemówienie do kieszeni odbiorców.W szybkim tempie zanikło powszechne niegdyś zjawisko cieknących kranów, toalet z lejącą się całą dobę wodą i innych nieszczelności - wyjaśnia Adam Makieła, dyrektor Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Świnoujściu.
Dlatego m.in. nadmorski kurort nie martwi się obecnie o to skąd wziąć wodę, bo ją po prostu ma. A skupia się na tym, by poprawić jej jakość. Rzecz w tym, by wybrać w tym celu skuteczną, a jednocześnie najtańszą technologię. Odbiorcy nie mają przecież ochoty płacić za nią więcej. Wręcz przeciwnie.
W Szczecinie, jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, zużycie wody na jednego mieszkańca wynosiło około 220 litrów na dobę. Dziś już dwukrotnie mniej.
- Taką sytuację wymusił rynek. Dawniej woda była tylko niezauważalną częścią czynszu. Mogli na nią co najwyżej zwracać uwagę właściciele prywatnych posesji, ale mieszkańcy wielkich osiedli - blokowisk z pewnością tego nie widzieli. Nawet gdyby ktoś chciał zainstalować sobie wodomierz, to musiał mieć dobre „chody”, bo kupić go w czasach poważnych braków w zaopatrzeniu, było dużą sztuką - mówi Lech Pieczyński, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Szczecinie.
W stolicy województwa problemu zaopatrzenia w wodę obecnie nie ma. Ale wydolność lokalnych ujęć w gwałtownie rozwijających się gminach w niedalekim sąsiedztwie Szczecina, gdzie nastąpił budowlany boom i przyrost mieszkańców, może okazać się niebawem zbyt mała. Dotyczy to takich gmin jak Dobra Szczecińska, Kołbaskowo, Kobylanka, Stargard, Kołbaskowo. W podobnej sytuacji jest rozwijająca się dynamicznie gmina Rewal. Wokół mamy dużo wody, ale tej pitnej wcale nie jest zbyt wiele. Bezmyślne lanie wody już się skończyło.
Marek OSAJDA
Więcej w dzisiejszym papierowym wydaniu "Kuriera Szczecińskiego"

informacja
http://www.kurier.szczecin.pl

Zapraszamy do zakupu i czytania tego poczytnego dziennika