Translate This Page |
[News] Etyka
Autor: jaro60 dnia 26 maj : 08:02 Swieta racja. [News] Uzdrowiciel Autor: jaro60 dnia 21 maj : 13:23 I co na to Puste Obietnice,cos zapanowala dziwna c [ more ... ] [News] Normalność Autor: jaro60 dnia 21 kwi : 07:45 Dla mnie, to Tusk jak wroci do kraju to powiinien [ more ... ] [News] Wykład dr Zbigniew Stanuch "Golgota Kobiet - relacje więźniarek Ravensbrück Autor: Jan II dnia 14 kwi : 10:07 Bardzo przejmujący wykład. Ale mówienie o kobietac [ more ... ] [News] Paplecznik - czyli wTylewizji po Goleniowsku cześć 10 Autor: MW dnia 02 kwi : 16:27 Przegadane to . Podane w mało ciekawej medialnie f [ more ... ] [News] Sedno sprawy Autor: jaro60 dnia 17 mar : 13:16 Oczywista prawda.Tylko opozycyjni POpaprancy mowia [ more ... ] [News] Nobliści Autor: jaro60 dnia 28 sty : 08:01 SWIETA RACJA. [News] Ja nie mam czasu! Autor: admin dnia 17 sty : 00:45 Jasne że to nie tajemnica. Chodzi o radnego Czerw [ more ... ] [News] Ja nie mam czasu! Autor: MW dnia 17 sty : 00:18 " eden z radnych" - jak wiecie który to dlaczego [ more ... ] [News] Park 750 - lecia Goleniowa i konsultacje społeczne??? Autor: Jan II dnia 11 gru : 22:19 Uważam - w przeciwieństwie do Pani Muszyńskiej, że [ more ... ] |
GŁOS SZCZECIŃSKI Ostatnią egzekucję, która odbyła się 33 lata temu, wykonano w nowogardzkiej celi straceń na gwałcicielu i zabójcy spod Gryfic. To było 12 grudnia. Kat wykonał wyrok śmierci przez powieszenie. Więcej w dzisiejszym papierowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego" W kontekście powracających rozmów o przywróceniu kary śmierci odżywa historia celi straceń nowogardzkiego zakładu karnego. To jedyna w Polsce, zachowana w nienaruszonym stanie do dziś taka cela. Miejsce, które skrywa ponurą tajemnicę Sama cela to niespełna 7 m kw. Prowadzi do niej wąski korytarz. Obok jeszcze cela izolacyjna z betonowym łóżkiem i wmurowanym, kamiennym stolikiem. Kolejne pomieszczenie z drewnia - nym łożem wyposażonym w ramki z pasami. Kiedyś służące do stosowania przymusu bezpośredniego, czyli do przywiązywania niepokornych. Już przy wejściu do korytarza przeszywa chłód podziemia. Zaskakuje nieskazitelna cisza i surowość wnętrza. Tylko w rogu pajęczyna – jedyna oznaka życia. Na końcu korytarza pomieszczenie z hakiem i zapadnią. – Miejsce, jak z horroru. Wnętrze z klimatem starego zamczyska. Podziemie i te "meble”, brrrr... – wzdryga się jeden ze strażników. – Lepszego miejsca na celę śmierci nie można było wybrać. Pozostały tylko akta osobowe W latach 70. w celi życie straciło 10 skazanych. Ilu wcześniej? Nie wiadomo. Bra kuje dokumentów. Daw - ni nowogardzianie wspominają tylko, że ginęli tu ludzie najpierw przez rozstrzelanie, potem przez powieszenie. Tylko 10 ostatnich egzekucji ma swoje akta osobowe. – To było w latach 1972- 1978 – tłumaczy Artur Bojanowicz, oficer prasowy Zakładu Karnego w Nowogardzie. – Z tego okresu zachowała się skąpa dokumentacja o wyrokach śmierci. Być może są jakieś dokumenty w archiwach sądowych. W zakładzie w Nowogardzie pozostały tylko zapiski w ogólnej dokumentacji i akta osobowe osób straconych. Są też skorowidze, w których zapisano nazwiska wszystkich więźniów. Przy nazwisku w uwagach wpisywano co stało się z więźniem. Są zapisy, że zmarł naturalnie, że targnął się na życie, że wykonano karę śmierci. Nie wiadomo co działo się wcześniej w zakładzie. Prawdopodobnie wyroki śmierci także wykonywano. Nie ma jednak na ten temat żadnych dokumentów. Gdyby nie przypadek Nigdy wiele nie mówiono o zdarzeniach, jakie przez lata miały miejsce za murami więzienia w Nowogardzie. Ale w mieście wszyscy wiedzieli, że przy ulicy Zamkowej wieszani są najwięksi zbrodniarze. Dziś świadkowie tamtych wydarzeń już nie żyją lub milczą, zasłaniając się niepamięcią, tajemnicą. Wspominają tylko, że pomieszczenie z celą śmierci nie zmieniło się od tamtych lat wcale. A teraz tylko sporadycznie ktoś tam zagląda. Ale gdyby nie przypadek, cela śmierci w nowogardzkim zakładzie karnym z pewnością już by nie istniała. Kiedy w 1989 roku w wiezieniu wybuchł bunt skazanych, doszczętnie spłonął jeden z pawilonów. Ten nad celą śmierci. – Na początku lat 90. rozpoczęło się sprzątanie gruzowiska po pożarze – opowiada rzecznik zakładu. – Wówczas nie było pienię dzy na remont i odbudowanie pawilonu. Trzeba było teren uprzątnąć. Tak się jednak zdarzyło, że przy sprzątaniu obecny był konserwator zabytków. To on uznał, że pod gruzami znajdują się podziemia XVI-wiecznego zamku. Objął to miejsce opieką konserwatorską. Od tego momentu nic już tam nie można było ruszać. Może właśnie dlatego cela śmierci w zakładzie w Nowogardzie ocalała. Pozostały wspomnienia – Historia więzienia sięga XIX wieku – opowiada pan Franciszek, który był nauczycielem w zakładzie karnym w Nowogardzie. – Podczas II wojny i frontu więzienie opustoszało, a Rosjanie wypełnili je jeńcami niemieckimi. Prawdopodobnie zaraz po zakończeniu wojny dochodziło w zakładzie do rozstrzelań. W drugiej połowie lat 40. odbywały się samosądy polskie na skazanych patriotach. – Już od lat 50., kiedy sam zamieszkałem w Nowogardzie, słyszałem o wykonywanych wyrokach przez powieszenie – wspomina pan Franciszek. – Ale nigdy wiele się o tym nie mówiło. Tylko krążyły w różnych środowiskach powiedzenia typu: "uważaj, bo będziesz dyndał” czy "skrócą cię o głowę”, zapożyczone z języka więźniów. Znam też wiele relacji, krótkich, zdawkowych, przeważnie od strażników, których uczyłem w szkole wieczorowej, że kary śmierci wykonywano. Swego czasu krążyła nawet informacja wskazująca konkretną osobę z Nowogardu, która zajmowała się egzekucją. To był podobno alkoholik. Nazywano go miejscowym katem. Ile w tym prawdy, nie wiem. Prawdziwe są natomiast wspomnienia pana Franciszka z rozmów z dwoma lekarzami i księdzem, którzy musieli być przy egzekucjach. – Był taki lekarz u nas, imienia nie pamiętam, Moc się nazywał. I był drugi, mój kolega Ludwik Chomiński. Od nich słyszałem o wyrokach. Niewiele, bo temat zawsze był trudny. Pamiętam natomiast jak obaj, w różnym czasie, zwierzali się, że w natłoku różnych spraw i codziennej stresującej pracy, dochodzi dodatkowy stres związany z obecnością przy wyrokach śmierci. Może to przypadek, ale obaj zmarli na serce. – Czasem rozmawiałem z księdzem kapelanem – opowiada były nauczyciel z zakładu karnego. – Jeżykowski się nazywał. Też nieraz wspominał o napięciach przy egzekucjach. Wiem też, że niektórzy odreagowywali stres alkoholem, miewali koszmary nocne. Przy każdej egzekucji musiał być naczelnik więzienia, ksiądz, lekarz, prokurator, kat, kierownik ochro ny i doprowadzający, czyli tak zwani siepacze. Pod osłoną nocy Wyroki wykonywano przeważnie nad ranem lub późnym wieczorem. Zawsze w tajemnicy, często bez informowania rodziny skazanego. – Ale myśmy wiedzieli o wyrokach. Bo zawsze coś wisiało w powietrzu – wspomina jeden z ówczesnych funkcjonariuszy. – Najwięcej emocji i domysłów wzbudzał kat. Na ten temat krążyły i do dziś krążą różne historie. Ale te ostatnie wyroki wykonywał kat ze Szczecina lub innych więzień w Polsce. To prokuratorzy przywozili z sobą cienką linkę, zapakowaną i zaplombowaną. – Stryczek zawieszali na haku umieszczonym w suficie celi i zakładali na szyję skazanego – opowiada funkcjonariusz. – Koniec linki przyczepiany był do kołka wystającego ze ściany. Uwolnienie linki powodowało obsunięcie się ciała, zaciśnięcie pętli na szyi i otwarcie zapadni. Lekarz stwierdzał zgon. Linka była stosunkowo cienka. To była ostatnia nadzieja skazanego. Jeśli by się zerwała, oznaczało to wybawienie. Według międzynarodowego prawa, w takim przypadku skazany zostaje zwolniony z wyroku. – Ciała po wyroku chowano przy murach, po lewej stronie od głównego wejścia cmentarza – zdradza pan Franciszek. – Widywałem groby bez krzyży, bez nazwisk, czasem puste doły. To rodzina przyjeżdżała i w porozumieniu z funkcjonariuszem wykopywano ciało i zabierano zwłoki. Agnieszka Tarczykowska informacja -LINK- Zapraszamy do zakupu i czytania tego poczytnego dziennika |
|